Muzyka budzi w sercu pragnienie dobrych
czynów.
(Pitagoras)
Leżąc na łóżku, tępo
wpatrywałam się w sufit. Za oknem szalała burza. Trzask piorunów powodował, że
co jaki czas podskakiwałam. Nigdy nie bałam się natury. Jednak, będąc zamyślona,
grzmoty co chwila wyrywały mnie z mojego świata, przy okazji strasząc. Deszcz
bębnił o parapet tak mocno, że ledwo słyszałam swoje myśli.
Jęknęłam przeciągle i
odwróciłam się tyłem do okna. Z Louisem nie rozmawiałam od wspólnego spotkania
w kawiarni. Całe dwa dni. On do mnie nie napisał, więc ja nie chciałam się
narzucać i też siedziałam cicho. Byłam pewna, że pomyślał o mnie źle i nasz kontakt
urwał się już na zawsze.
– Sophie! – usłyszałam
krzyk mojej rodzicielki, który wyrwał mnie z rozmyśleń.
Nic nie odpowiadając zwlekłam
się z łóżka i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do salonu, w którym na kanapie
siedziała moja brązowowłosa mama. Wciąż była ubrana w czarną spódnicę i białą
koszulę, co wskazywało na to, że dopiero wróciła z pracy.
– Tak? – zapytałam
cicho, lekko śpiąca.
– Przyszedł list z
Westminster – powiedziała podekscytowana, odwracając się do mnie.
Podeszłam bliżej, a ona
podała mi kwadratową kopertę. Podekscytowana niechlujnie rozdarłam papier i
wyjęłam z niego żółtą, idealnie zagiętą w pół kartkę. Lekko drżącymi dłońmi otworzyłam ją, a widząc wzrok mojej mamy, zaczęłam czytać na głos.
– Szanowna panno
Snoopy. Z radością informujemy, że
została przyjęta pani do naszego uniwersytetu. – przeczytałam pierwsze zdanie,
niemal piszcząc – Naukę rozpocznie pani we wrześniu, a do tej pory ma pani
obowiązek zakupienia wszystkich książek i potrzebnych materiałów, których listę
znajdzie pani w kopercie. Gratulujemy. – zakończyłam czytanie głębokim
westchnieniem.
Mama spojrzała na mnie
z dumą w oczach i wstała z kanapy, po chwili przytulając mnie mocno.
– Wiedziałam, że się
dostaniesz – powiedziała cicho, a ja zaśmiałam się.
– Mamo, udusisz mnie –
jęknęłam, gdy jej uścisk zacieśnił się.
Moja mama zachichotała,
po czym wyjęła z koperty listę książek i powiedziała, że postara mi się je
załatwić w najbliższych dniach. Byłam jej wdzięczna za to, że sama nie musiałam
biegać po księgarniach.
Wciąż nie mogłam
uwierzyć, że od września będę studentką. Niezwłocznie wyjęłam telefon z
kieszeni dresów i wybrałam numer Ashley. Trzymając urządzenie przy uchu
wbiegłam do pokoju z uśmiechem rzucając się na łóżko.
– Właśnie miałam do
ciebie dzwonić – usłyszałam jej jak zwykle ciepły głos.
– Przyjęli mnie! –
krzyknęłam uśmiechnięta.
– To wspaniale! –
pisnęła Ashley, która wydała się być podekscytowana bardziej niż ja.
Zaczęłyśmy rozmawiać na
temat rozłąki i nowych szkół. Nie wiem ile czasu nasze słowa wychodziły z ust.
Świadomość nowego początku była bardzo ekscytująca, a zarazem wiedząc , że
Ashley od tej pory będzie chodzić do innej szkoły byłam trochę smutna.
Po chwili jednak
przypomniałam sobie pierwsze słowa blondynki, którymi mnie przywitała.
– Mówiłaś, że miałaś do
mnie dzwonić. Coś się stało? – zapytałam marszcząc brwi.
– Tak! – sapnęła
przeciągle – Widzisz, chłopcy dzisiaj występują w Gold River, to ta galeria. No
i Harry mnie zaprosił. Zastanawiam się, czy może nie chciałabyś pójść ze mną?
Zastanowiłam się
chwilę, nad tym czy chcę iść, czy nie. W końcu zaprosił Ashley, nie mnie. Nie
chciałam się narzucać. Louis do mnie nie napisał, czyli nie chciał bym tam szła. Wszystko wskazywało tylko na to, że będę piątym kołem u wozu.
– Nie Ashley. Ja… Ja
jestem zajęta – powiedziałam lekko zmienionym głosem. Nigdy nie umiałam okłamywać
ludzi, a tym bardziej Ashley.
– Nie prawda. Co się
stało? – zapytała, a jej nastrój natychmiastowo się zmienił.
– Nic, zwyczajnie, nie
chcę tam iść – zaśmiałam się sztucznie, co było do mnie nie podobne.
– Boże Sophie idziesz i
koniec kropa. Nie wiem co się dzieje w tej twojej głowie, ale uwierz mi
cokolwiek teraz myślisz, jesteś w błędzie. Potrzebuje cię, więc bądź gotowa na
szesnastą. Przyjadę. Kocham cię. – powiedziała, a po chwili dało słyszeć się
przeraźliwe pikanie.
Nigdy nie wiedziałam,
skąd Ashley wie wszystko o tym, co się ze mną dzieję. Zawsze, gdy jestem
niepewna, smutna, szczęśliwa, Ashley mnie
przejrzy. Przez telefon, przez Twittera, zawsze. Ma wyjątkowy dar.
Pokręciłam głową i westchnęłam.
Wciąż bałam się, że nie będę tam mile widziana. To Ashley była otwarta,
zabawna, ładna. Ja byłam tym cieniem, który podążał na nią. Gdyby nie moja przyjaciółka, pewnie całe dnie
siedziałabym w domu. Uśmiechnęłam się krzywo i podeszłam do szafy by przebrać w
coś bardziej stosownego.
* * *
Przepychając się przez
tłum, panujący w galerii, próbowałam nie stracić z oczu blond czupryny Ashley. Przedzierałam się przez piszczące fanki
trzymające plakaty One Direction, a deszcz dudniący o szklany dach galerii powodował
jeszcze większy hałas. Po kilku minutach stanęłam w miejscu, nie wiedząc w
którą stronę się udać. Ashley gdzieś zniknęła, a ja straciłam siły.
Po chwili usłyszałam
jak męski, znany mi już głos, zaczął witać zebranych ludzi. Louis. Wszystkie
dziewczyny z uśmiechami odwróciły się w jedną stronę, a ja postanowiłam dostać
się do najbliższej ściany.
– Tu jesteś! – ledwo
usłyszałam krzyk Ashley, która złapała rękaw mojej bluzy.
Odetchnęłam z ulgą, gdy
pociągnęła mnie w stronę sceny. Stanęłyśmy pod chłodną ścianą, a ja oparłam się
o nią ciężko oddychając. Ashley zaśmiała się widząc mój stan, lecz nic nie
powiedziała. Mimo tłumu nastolatek, miałyśmy doskonały widok na scenę.
Chłopcy jeszcze nie
zaczęli śpiewać. Niall i Zayn gonili się na scenie. Mulat miał krzywy wyraz
twarzy, a ja tylko zastanawiałam się, co
takiego blondyn zrobił. Louis obejmował ramieniem Harry’ego i szeptał mu coś do
ucha, natomiast Harry rozglądał się po widowni. Liam nieudolnie próbował
uspokoić Nialla i Zayna.
Kiedy w końcu muzyka
zaczęła grać, wyprostowałam się. Dzisiejszy koncert stanowczo różnił się od
tego na arenie. Było jasno, chłopcy byli bardziej rozluźnieni, a ja sama
starałam się wsłuchać w tekst piosenki. Ostatnim razem nie zwracałam uwagi ani
na rytm, ani na słowa. Teraz o dziwo śpiewana przez nich piosenka wpadła mi w
ucho, a już po chwili wystukiwałam jej rytm nogą.
Harry, który siedział
na czarnym kufrze, wciąż rozglądał się marszcząc brwi. Nagle jego spojrzenie
zatrzymało się na Ashley. Uniósł brwi i uśmiechnął się, co blondynka od razu
zauważyła. Widziałam, że z trudem powstrzymuje się od machania Harry’emu, tak
jak robią to inne dziewczyny.
Koncert trwał krótko.
Chłopcy zaśpiewali pięć piosenek, a potem pożegnali się, zapowiadając kolejne
występy, przed swoim wyjazdem. Westchnęłam, a Ashley uśmiechnęła się do mnie.
– Sophie, słuchaj,
przed chwilą dostałam wiadomość od Harry’ego – powiedziała Ashley, gdy chłopcy
zeszli ze sceny, a tłum zaczął się przeludniać.
– Jasne, nie przejmuj
się, leć. – uśmiechnęłam się, doskonale wiedząc co chodzi po głowie mojej
przyjaciółce. Ona uśmiechnęła się i uprzednio całując mnie w policzek uciekła w
stronę kulisów.
Westchnęłam lekko
zawiedziona. Szczerze powiedziawszy, miałam nadzieję, że ten dzień spędzimy we
dwójkę. Mogłam się domyśleć, że wcale tak nie będzie.
Idąc powoli w stronę
wyjścia z galerii, rozglądałam się po witrynach sklepowych, które jarzyły się
jasnymi światełkami. Dla Ashley takie miejsce jest rajem, pomyślałam i zaśmiałam
się w myślach. Kiedy już miałam
przekraczać rozsuwane drzwi, a zimne, wilgotne powietrze uderzyło we mnie,
poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia. Wstrzymałam oddech i
odwróciłam się widząc mężczyznę ubranego w szare, dresowe spodnie, białą bluzkę
i czarną czapkę, która zwisała z jego głowy. Jego twarz przysłaniały ciemne
okulary, jednak już po chwili poznałam tą osobę.
– Louis?! – zapytałam
cicho, a on uśmiechnął się i ściągnął okulary, ujawniając swoje szare oczy. Już
po chwili założył je znowu, a ja
przyłożyłam dłoń do piersi.
– Nawet nie wiesz, jak
mnie wystraszyłeś! – naskoczyłam na niego, a on zaśmiał się lekko.
– Przepraszam, nie
sądziłem, że jesteś taka strachliwa – zachichotał, a ja prychnęłam. – Tak sobie
pomyślałem, może masz ochotę na kawę, herbatę, może coś do jedzenia? – zapytał
wzruszając ramionami.
Uniosłam brwi, lekko
zdziwiona. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze spotkam któregoś z chłopców.
Westchnęłam cicho i spojrzałam w górę, na szklany dach, by zobaczyć, że burza
wciąż szaleje. Nie miałam ochoty wsiadać do taksówki i wlec się przez Londyn do
domu.
– Chętnie –
uśmiechnęłam się lekko.
Zacisnęłam dłonie na
rękawach swojej niebieskiej bluzy i przygryzłam delikatnie wargę. Louis
uśmiechnął się i ruszył w nieznanym mi kierunku, a ja dzielnie dotrzymywałam mu
kroku. Ogarnęła mnie fala uczuć. Radość, strach, zdenerwowanie, zawstydzenie,
wszystkie one tworzyły iście zabójczą mieszankę.
Od autorki: Da, Da, Da, Daaam... Obudziłam się rano (rano, rano) i nie mając co ze sobą zrobić, postanowiłam opublikować rozdział >.< Jestem ciekawa, co powiecie... Dziękuję za wszystkie komentarze! ♥
Na IMPERIUM GRAFIKI (moim drugim blogu) jest otwarty nabór, nie gryziemy ;) Zapraszam wszystkich chętnych ^^
No to będę pierwsza. Super, super, super. Czekam z niecierpliwością na następny !
OdpowiedzUsuńOjejku, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że dodałaś nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńHm, no więc moja droga Yokito, tak na wstępie, to chcę ci powiedzieć, że mi się ostatnio śniłaś, haha. Fakt, nie wiem jak wyglądasz, ale sobie ciebie wyobraziłam. Wiem, dziwne :o
Co do rozdziału, to jest fantastyczny. Teraz Louis będzie z nią sam na sam w tej kawiarni. No w sensie, że nie będzie z nimi Ashley i chłopaków, więc będą mogli porozmawiać, no wiesz, bardziej na luzie. Czekam na kolejny rozdział! Całuje, Weronika.
Nawet nie wiesz, jak teraz się uśmiecham :D No wiesz, wyobraźnia musi być do czegoś potrzeba ^^ A na Total Heart Attack, w którymś z ostatnich rozdziałów, dodawałam swoje zdjęcie xD >.< To tak na marginesie xD
UsuńOo tak, wiem ;)
Również całuję i pozdrawiam!
Widziałam już ten rozdział o 9:30, lecz teraz piszę komentarz. :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest świetny <3 Louis jako gangsta w dresie XD Hahaha XD Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! :) Pozdrawiam, Ven.
Haha, no nie chodziło tutaj o gangsta xD Wiesz, przebrał się,w coś luźnego xD
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję za komentarz! ;)
O jejku super, że jest nowy rozdział. Kocham to opowiadanie i Louisa w dresie XD
OdpowiedzUsuń@snajdbrd
U mnie rano to jest gdzieś tak 11:00, ale co tam :P Co do rozdziału to jak zwykle super i nie mogę się doczekać, kiedy Lou i Sophie będą w tej kawiarni.
OdpowiedzUsuń+Louis jest dresiarzem! o.O
No u mnie też xD Ale spać nie mogłam >.<
UsuńAwww, Loui nie jest dresiarzem :D To taki kamuflaż,kameleon xD Nie no, wydaje mi się, ze chłopcy nie chodzą całymi dniami w rurkach. Ubierają się na luzie.. Byleby do wygody ;)
Nominowałam cię do nagrody ( sorry mam problemy z napisaniem tej nazwy ) . Szczegóły na moim blogu we're in this together
OdpowiedzUsuńW końcu przybywam :) Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział. Jak to dobrze mieć taką przyjaciółkę jak Ashley - gdyby Sophie nie poszła, zapewne nie miałaby okazji spotkać się z Lou w kawiarni, do której właśnie zmierzają i koniec swej wędrówki mają dopiero w następnym rozdziale. Jestem ciekawa co takiego się wydarzy pomiędzy nimi, czy w ogóle coś się wydarzy? No a Harry i Ashley - coś się poważnego kroi. Dobrze, dobrze :) Czekam na rozdział następny, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale jakoś nie wyobrażam sobie Lou w dresie, hhaha <3
OdpowiedzUsuńPewnie i tak wyglądał uroczo:/
[spam]
Zapraszam na już 2 rozdział, który pojawił się na blogu -> http://event-in-paris.blogspot.com