wtorek, 3 września 2013

007 Rozdział: Śniadanie


Ludzka wolność ludzi polega zaledwie na tym, że człowiek zna swoje pragnienia, nie zna natomiast przyczyn, które je wywołują.
(Baruch Spinoza)
Otworzyłam oczy i chyba po raz pierwszy nie odczuwałam rannego zmęczenia. Wręcz przeciwnie, buzowała we mnie energia. Mimowolnie uśmiechnęłam się i usiadłam. Ręką odgarnęłam włosy z czoła i wstałam.
Sama byłam zdziwiona swoim dobrym humorem. Spojrzałam na telefon, by sprawdzić godzinę, a  o dziwo zauważyłam jedną, nieodczytaną wiadomość.
Od: Louis Tomlinson
Wspólne śniadanie?
Uniosłam brwi. Wiadomość została napisana pół godziny temu, o ósmej. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową.
Widząc promienie słońca szybko podeszłam do okna i odsłaniając zasłony, otworzyłam je. Czuć było wilgotne powietrze, jednak w kilka sekund ciepło rozniosło się po mojej twarzy, a ja przymknęłam oczy delektując się tym uczuciem.
Louis był zadziwiający. Polubiłam go w ciągu tych dwóch spotkań. Spodziewałam się, że każdy z tej piątki chłopców będzie zachowywał się jak rozpieszczony bogacz. Jednak wcale tak nie było. Louis wciąż był chłopcem, no przynajmniej w jakimś sensie. Był wysoki, a z lekkim zarostem było mu do twarzy. Do tego jeszcze szare oczy i cudowny uśmiech.
Otworzyłam oczy, a moje usta rozchyliły się lekko. Czy ja właśnie myślałam o Louisie? Przystawiłam dłoń do skroni, by odsunąć od siebie obraz chłopaka.
– Jesteś taka głupia – szepnęłam do siebie.
Z moich myśli wyrwało mnie trąbienie auta. Ze zmarszczonymi brwiami wychyliłam się delikatnie. Moje zdziwienie pogłębiło się, gdy zobaczyłam Louisa, opartego o maskę swojego auta. Pomachał mi, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co oznacza jego wiadomość.
Szybko odsunęłam się od okna zdenerwowana. Przygryzając wargę ubrałam długie szare spodnie dresowe, a na koszulkę nocną wciągnęłam bluzę. Włosy szybko spięłam w koka i spojrzałam na swoje odbicie. Na pewno nie wyglądałam na osobę, która idzie spotkać się ze sławnym chłopakiem.
Wzruszyłam ramionami i chwytając mały, brązowy portfel wyszłam z pokoju. Miałam nadzieję, że mama jest już w pracy, a Tom śpi. Chciałam uniknąć zbędnych pytań.
Wyszłam z mieszkania i szybko zbiegłam po schodach. Gdy wyszłam na zewnątrz, poczułam przyjemne ciepło, który muskało moją skórę. Louis miał na sobie ciemne chinosy i białą bluzkę z krótkim rękawem.
– Szybka jesteś – zaśmiał się Louis, a ja pokręciłam głową i podeszłam do niego.
– A ty chyba nie możesz spać w nocy – zaśmiałam się po czym wystawiłam w jego kierunku dłoń. On uścisnął ją, ale o dziwo przyciągnął mnie bliżej i delikatnie musnął ustami mój policzek. Moje serce w momencie przyspieszyło bicia. Ten moment trwał kilka sekund, jednak byłam w stanie poczuć z bliska zapach delikatnych perfum Louisa, a co najważniejsze jego ciepło. To był niesamowity i zarazem dziwny moment.
– Dzień dobry – powiedział, a ja otworzyłam usta i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie wiem co mam powiedzieć. Zamiast tego skinęłam głową, by się z nim przywitać.
Louis odsunął się uśmiechnięty, a ja czując jak na moje policzki wstępuje rumieniec przygryzłam wargę i odwróciłam od niego wzrok. Po raz pierwszy czułam się tak niezręcznie.
– Powiedz ile mam ci oddać – powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. Chrząknęłam i zmarszczyłam brwi. Wzięłam głębszy oddech, po czym odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Patrzył na mnie z uśmiechem i uniesionymi brwiami. Modliłam się, by nie zobaczył rumieńców.
Wystawiłam w jego stronę portfel, a zdając sobie sprawę, że wciąż stoimy bardzo blisko siebie, zrobiłam krok do tyłu.
– Zróbmy tak. – zaczął, a jego uśmiech się pogłębił – Zamiast oddawać mi pieniądze, zjedz ze mną śniadanie. – powiedział a ja uniosłam brwi.
– Ale… – zaczęłam jednak Louis mi przerwał.
– Zgoda? – zapytał, a ja schowałam portfel do kieszeni bluzy i kiwnęłam głową.
– Tylko, pójdę się przebrać – mruknęłam a on znów się uśmiechnął.
– Jak dla mnie możesz jechać nawet w piżamie – puścił mi oczko, a ja wywróciłam oczami.
Szybko wbiegłam z powrotem do mieszkania, a pierwsze co zrobiłam to oparłam się o zimną ścianę i wzięłam kilka głębszych wdechów.
– Och, ogarnij się Sophie – mruczałam pod nosem jak mantrę.
Po kilku minutach wyprostowałam się i już pewniej weszłam do swojego pokoju by przebrać się w coś odpowiedniejszego. Śniadanie z Louisem. Zastanawiałam się, jak zareaguje Ashley, gdy się o ty dowie. Nagle zdałam sobie sprawę, że od koncertu w galerii nie mam od niej żadnej wiadomości. Ten fakt było tyle zadziwiający, że ona zawsze pisała do mnie po każdym spotkaniu z chłopakiem.
Postanowiłam wypytać o to Louisa.
Dresy szybko zamieniłam na jasne rurki. Bluzę i koszulkę od piżamy zdjęłam, by założyć letnią bluzkę z krótkim rękawem.  Spojrzałam na swój nadgarstek, a widząc, że nie wszystkie rany się zagoiły, chwyciłam bluzę i szybko ją ubrałam. Wpadłam jeszcze do łazienki, by szybko się odświeżyć. Telefon schowałam do kieszeni i stanęłam przed lustrem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, próbując dodać sobie otuchy.

* * *

Auto zatrzymało się przed restauracją, którą doskonale znałam. Można tam było zamówić tak dużą kanapkę, jaką tylko się chciało. Kelnerzy na twoich oczach wypełniali ją składnikami o które prosiłeś. W zależności od tego jak dużo zjadłeś, tyle musiałeś zapłacić.
Z uśmiechem na ustach wyszłam z auta i razem z Louisem skierowałam się do środka. O dziwo w środku nie było nikogo, prócz obsługi.
– Louis, wiesz co się dzieje z Ashley? Nie mam do niej żadnej wiadomości. – zapytałam, gdy ten w skupieniu przyglądał się dostępnym produktom.
Uniósł swoje spojrzenie na mnie i lekko speszony, podrapał się po brodzie.
– Z tego co wiem, została na noc u Harry’ego – powiedział niepewnie, a ja uniosłam brwi zdziwiona.
– Och, myślisz, że oni… – nie byłam w stanie dokończyć zdania. Jednak Louis chyba wiedział o co mi chodzi po parsknął śmiechem.
– Nie… – powiedział przeciągając ostatnią literę. Szybko odwrócił wzrok powrotem do lady.
– O mój boże! Tak myślisz! O mój boże… – moje oczy rozszerzyły się do wielkości spodków.
Czy to możliwe, by Ashley przespała się z Harrym? Przecież znają się, nie dłużej niż ja i Louis. Tylko kilka dni. Miałam nadzieję, że moja blond włosa przyjaciółka pohamowała się w odpowiednim momencie.
– Czy nie sądzisz, że ta kiełbasa… – powoli odwrócił się, po czym zaśmiał głośno. Przyłożyłam dłoń do skroni, ubolewając nad jego dziecięcymi skojarzeniami.
– Przepraszam – próbował się uspokoić, co nie wyszło mu dobrze. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy tak z sekundy na sekundę robił się bardziej czerwony. Ludzie za ladą patrzyli na nas jak na wariatów.
Nasze śmiechy przerwało głośne burczenie brzucha.
– Ktoś tu chyba by coś zjadł. – powiedział Louis, po czym wciąż czerwony i uśmiechnięty zaczął składać swoje zamówienie. Ja natomiast dopiero teraz spojrzałam na wybór dodatków. Od cebuli, przez sałatki i oliwki, aż do różnego rodzaju szynek i mięs. Miałam dylemat.
Louis natomiast chyba nie miał tego problemu, bo co chwila wskazywał na nowe produkty, które kucharz zapisywał na kartce. Po jego minie stwierdziłam, że jest tego sporo.
Kilka minut później wraz z Louisem zajęliśmy miejsca przy oknie, razem z talerzami i jedzeniem. Rozbawiona patrzyłam na jego okrągłą bułkę, która wypełniona była po brzegi różnymi składnikami. W porównaniu do mojej dość długiej bagietki, jego śniadanie było podwójnym obiadem.
Zaśmiałam się widząc, jak próbuje odgryźć kawałek, jednak nie miał tak szerokiej szczęki. Ja spokojnie odgryzałam po małym kawałku swojego śniadania i próbowałam nie zakrztusić się, obserwując go.
W którymś momencie udało mu się objąć całą bułkę ustami, jednak gdy zatopił w niej zęby, wszystko co było w środku, wyleciało drugą stroną. Louis jęknął a ja zaczęłam się śmiać.
– Joseph! – westchnął i odłożył bułkę na talerz, a po chwili spuścił głowę. Przygryzłam wargę próbując zachować powagę.
– Jeśli chcesz, możesz zjeść ze mną Emily – powiedziałam, zachowując żałobny ton.
Louis uniósł głowę, a po chwili uśmiechnął się szeroko. Uznałam to jako zgodę. Już po chwili siedział obok mnie na przysuniętym krześle. Odgryzłam kawałek bagietki i odsunęłam talerz w jego stronę. On skosztował Emily od drugiej strony po czym przekazał ją mnie. I tak dalej.
– Kiedy wyjeżdżacie? – zapytałam, zagłuszając ciszę.
– Już chcesz się mnie pozbyć? – zapytał ze śmiechem, a ja wywróciłam oczami.
– Wprost o tym marzę – zachichotałam.
– Za tydzień – powiedział marszcząc brwi – Pewnie przyjedziemy tu dopiero za kilka miesięcy – mruknął, a jego wzrok zatrzymał się na moich oczach.
Oboje przestaliśmy jeść. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem milcząc. Sama nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przecież miałam świadomość, że nie będziemy spotykać się codziennie, jednak kilka miesięcy brzmi dość przerażająco. Chyba nie mogłam już dłużej ukrywać, że w jego towarzystwie czułam się swobodnie. Chciałam bliżej go poznać, jednak nie da się tego zrobić w tydzień.
Chrząknęłam znacząco, marszcząc brwi.
– Więc… – westchnęłam i spuściłam wzrok.
– Będziesz za mną tęsknić? – zapytał pół żartem, a ja parsknęłam śmiechem.
– Oczywiście. Codziennie wyleje tysiąc łez. – zaśmiałam się, co on również zrobił.
Kiedy skończyliśmy jeść, rozmowa wciąż się kleiła. Temat już nie staczał się na wyjazd chłopców. Oboje omijaliśmy go, dobrze się bawiąc.
Nagle usłyszałam pstryknięcie i zobaczyłam błysk. Louis szybko wstał, co i ja uczyniłam. Gdy chciałam odwrócić się w stronę okna, brunet chwycił mnie z nadgarstek i pociągnął w przeciwną stronę. Szybko nałożył kaptur bluzy na moją głowę i wtedy dopiero spojrzał mi w oczy.
– Trzymaj się blisko mnie, nie odpowiadaj na żadne pytania i trzymaj głowę spuszczoną – powiedział a ja kiwnęłam głową lekko zdenerwowana. Louis uśmiechnął się dodając mi otuchy. Chwycił moją dłoń, przyciągając mnie bliżej siebie. Nie minęły dwie sekundy, a otworzył drzwi i ze mną u boku wyszedł na zewnątrz.
Tak jak kazał, trzymałam głowę spuszczoną i opartą o jego pierś. Dookoła mnie ludzi krzyczeli, zadawali pytania i przepychali się. Flesz aparatów migał, a ja czułam się przerażona. Do tego w jakimś sensie odczuwałam współczucie, względem Louisa. Przecież on przeżywał to prawie codziennie, więc jak bardzo musiało go to irytować i męczyć?
Kiedy doszliśmy do samochodu, Louis otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam i wciąż trzymałam głowę spuszczoną. Moje włosy, przykrywały twarz, wiec mogłam czuć się w miarę bezpiecznie. Już po chwili auto ruszyło i nastała upragniona przeze mnie cisza.
– Już możesz. – powiedział Louis, gdy niepewnie zaczęłam się prostować. Ściągnęłam kaptur i odgarnęłam naelektryzowane włosy. – Przepraszam. Powinienem to przewidzieć, a nie zabierać cię w miejsce publiczne. – powiedział skruszony.
– Nic się nie stało – odpowiedziałam szczerze i wzięłam głębszy oddech – Nie mam bladego pojęcia jak to znosisz – powiedziałam, a on uśmiechnął się, lecz nie odpowiedział.
– Pojedziemy do mnie, jeśli nie masz nic przeciwko. Nie chcę prowadzić tych głąbów pod twoje mieszkanie. Mogą za nami jechać. – powiedział a ja przytaknęłam.
Rzeczywiście wolałam czuć się pewniej. Jednak w tamtym momencie, wcale nie obchodzili mnie reporterzy, wiszący na naszych karkach. Byłam zbyt przejęta faktem, że zobaczę mieszkanie Louisa i najprawdopodobniej spędzę tam trochę czasu.

Od autorki: Da, da, daaaam! Rok szkolny właśnie się rozpoczął, a ja jakimś sposobem, mogłam wysiedzieć na komputerze, bez upomnień od strony rodziców.  Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że nie załamaliście się, wczesnym wstawaniem :) Jestem ciekawa czy rozdział się podoba, więc komentujcie i obserwujcie! :D Pozdrawiam i dziękuję, za każdy komentarz :)

7 komentarzy:

  1. nie wiem o co chodzi z tym Joseph i Emily, ale mniejsza XD fajny rozdział, najlepsze było z Louisem i bułką hahahaah i kiełbasą XD czekam na kolejny i życzę weny:)
    @snajdbrd

    OdpowiedzUsuń
  2. Louis jak zwykle pozwala ta kiełbaska później bułka :) super ciekawe co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze <3 Nie ma to jak skojarzenia :D Oj Louis.. XD
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam. ;)
    hehehehehehe

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze temat szkoły. Ja jestem baaardzo załamana! Dzisiaj nie potrafiłam zwlec się z łóżka, a na przedsiębiorczości i religii jest tak nudno, że niemal zasypiam. Ksiądz jest taki flegmatyczny, że aż strach. :) I oczywiście "koleżanka", której wręcz nienawidzę i mam ochotę ją zabić za każdym razem, gdy widzę jej krzywy ryj, się przepisuje do naszej klasy.
    Poza tym - jakie rany?! Jestem tak jakby nie w temacie. Trochę głupio mi się do tego przyznać, bo przecież może się okazać, że już o tym pisałaś, ale ja zapominalska, oczywiście nie pamiętam. Ale nie wydaje mi się. Coś bym chyba jednak kojarzyła. Ale gdybym się jednak myliła, to weź mnie nie bij. :D
    Louis i jego skojarzenia. ^__^ Kocham go!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok... więc ile rozdziałów nie skomentowałam? Dwóch... bardzo Cię przepraszam, Yokita, ale muszę powiedzieć, że z każdym byłam na bieżąco, tylko moje lenistwo nie pozwalało mi na lepszą mobilizację ;C

    Cytat na początku jest niesamowity, naprawdę piękny i przypomina mi jeden, równie magiczny - " Ciężko jest zapomnieć o osobach, które tak dużo dały nam do zapamiętania". ♥

    Dagh, wiesz jak bardzo polubiłam Louis'a? ♥ Czytam o nim chyba w sumie drugie opowiadanie, w całym moim życiu i jejku... uwielbiam tego idiotę ♥ Strasznie podoba mi się ten wątek z rozdziału i już na pierwszy rzut oka, widać jak pasiastemu zależy na Sophie. A skoro przy niej jesteśmy to uwielbiam ją. Chyba za te bluzy i normalność xD Poprzedni rozdział o kawiarni, ten o śniadaniu.... Yokita, chyba głodna chodzisz, nie? xD Ej, czy oni nazywali swoje jedzenie imionami? xDD Nie no, uwielbiam Cię ♥ Świetny rozdział ♥

    całuję, przepraszam i czekam na następny ♥ ♥ ♥ Zapraszam Cię na nowy rozdział u siebie, oraz na nowy blog (ah, wiesz który! ♥) /Jerr ♥

    http://brutal-truth-about-my-lover.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + oni jadą do niego :3 oni jadą do niego :3 oni jadą do niego :3 aaaa!! do jego domu jadą!! :3

      Usuń
  6. Jakie urocze to śniadanko! Aż zazdroszczę, naprawdę. Widać, że Louisowi bardzo zależy na kontakcie z Sophie, szczególnie że został tylko tydzień. Co będzie potem? Może jednak chłopcy zostaną na dłużej? ;> Zobaczymy. W każdym bądź razie, przez paparazzich Lou i Sophie znajdą się sami w jego mieszkaniu. Dlatego nie mogę doczekać się już następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń